Autor |
Wiadomość |
hajdi |
Wysłany: Sob 22:14, 21 Gru 2019 Temat postu: |
|
Nie sobie ludzie jadają to co lubią, chodzi tylko o to, żeby zakazać sprzedaży żywego karpia i to prawda, że coraz więcej sklepów i dużych sieci nie sprzedaje już żywych karpi. Chodzi też o to, by przekonać ciemny lud do kupowania filetów czy też tuszek karpi, a męczyć zwierzęcia jeszcze przed jego śmiercią. I O TO BĘDĘ WALCZYĆ I PRZYPOMINAĆ DO ZNUDZENIA !!! |
|
 |
kszzzz |
Wysłany: Sob 12:45, 21 Gru 2019 Temat postu: |
|
Nie widziałam żywych karpi w dużym Carrefourze ani na gdańskiej hali targowej, a kiedyś zawsze sprzedawano tam żywe. Nie byłam ba Auchan ani w Tesco, gdzie też żywe były sprzedawane, więc nie wiem jak tam jest...
To nie tak, że dawniej karpia nie jadano na wigilię, jadano jako jedną z wielu ryb w tych regionach gdzie był dostępny, a że karp został bodajże pierwszą rybą hodowlaną, był ze słodkowodnych ryb najłatwiej dostępny w siarczyste mrozy jakie niegdyś w grudniu panowały.
Na Kaszubach na Wigilę jadło się ryby morskie, ale też słodkowodne, które wyławiało się z morza, bo te były najbardzej dostępne.
Tak myślę sobie, że komuniści wprowadzili sprzedaż żywych karpi dlatego, że w tamtych czasach była to jedyna ryba hodowlana, karp jest rybą bardzo żywotną, więc łatwo się nie udusi i było to znacznie taniej - nie trzeba było wydawać pieniędzy na ubój i przechowywanie oraz transport w chłodniach.
Nie wierzę, by zabity w domu karp był smaczniejszy niż ten zabity po wyłowieniu, bo od dawno wiadomo, że mięso zwierząt zabitych w stresie jest mniej smaczne niż tych zabitych w sposób humanitarny.
A to czy karp jest smaczny, czy nie, zależy od jego przygotowania przed przyrządzeniem - nawiązuję do wcześniejszego postu. Mój smakuje nawet tym, którzy karpia nie lubią.
(To, co kto lubi jest sprawą indywidualną, dla mnie na przykład papierosy są ohydne w smaku i zupełnie nie jestem w stanie zrozumieć, że komuś smakują, zapachu dymu papierosowego też nie lubię).
Ja w ogóle lubię ryby, a tak się składa, że w Polsce karp (poza przetworzonym) jest dostępny tylko w okolicy okołoświątecznej, więc chętnie go z moją bratową jemy, bo b. lubimy. |
|
 |
hajdi |
Wysłany: Sob 11:33, 21 Gru 2019 Temat postu: |
|
Nie wszyscy wiedzą, że zwyczaj jadania karpia w Wigilię wprowadzili komuniści ze względu na braki innych ryb i w ogóle towarów.
https://wiadomosci.onet.pl/kraj/czy-mozna-w-domu-zabic-karpia/vpw3p35
Zabijanie zwierząt w domu to przestępstwo według ustawy o ochronie zwierząt.
Ten barbarzyński zwyczaj bardzo mocno zakorzenił się jednak w świadomości Polaków  |
|
 |
hajdi |
Wysłany: Pią 18:51, 13 Gru 2019 Temat postu: |
|
Tak powinien być taki zakaz jak również urządzanie polowań, ale to u nas się nie ziści  |
|
 |
kszzzz |
Wysłany: Pią 17:48, 13 Gru 2019 Temat postu: |
|
Miałam napisać - tylko filety! Ale zrobił się kiks
Ludzie kupują filety lub patroszone ryby, dowodem na to jest, że znikają ze sklepów, coraz mniej jest zwolenników kupowania żywych.
Uważam, że powinien być zakaz sprzedawania żywych ryb (poza rybkami do akwarium). |
|
 |
hajdi |
Wysłany: Pią 16:37, 13 Gru 2019 Temat postu: |
|
Rok temu zapoczątkowałam ten wątek apelem o nie kupowanie żywego karpia.
Poczytajcie proszę krótkie opowiadanie Olgi Tokarczuk.
http://www.jeszczezywykarp.pl/pdf/olga_tokarczuk_gosc2.pdf
Ja nie kupuję żywych karpi, ani martwych bo nie jadam karpia, ale ta okrutna tradycja trzyma się u nas mocno. A są przecież świeże filety, sama widziałam nawet wczoraj. Może ludzie już coś z nich robią na święta  |
|
 |
hajdi |
Wysłany: Pon 21:36, 17 Gru 2018 Temat postu: |
|
To musiały być wspaniałe smaki  |
|
 |
Daga |
Wysłany: Pon 19:18, 17 Gru 2018 Temat postu: |
|
Ale Hajduś, wyobrażasz sobie dzisiaj kisić kapustę w beczce w naszych domach? ha ha ha!
Pewnie, ze po wsiach gospodynie kiszą w beczkach na całą zimę, ale nie sądzę, żeby wkładały do kiszenia jedną, czy dwie główki kapusty.
I jak to trzeba było zgrabnie zrobić?
U sąsiadki dziecięciem będąc / po wojenne czasy /, widziałam i jadłam jabłka kiszone, były wspaniałe, a kapusta przepyszna.
To była mama mojej koleżanki i jak wpadałyśmy wołane z podwórka po chleb, to dostawałyśmy posmarowany chleb z kapustą, posypany cukrem, a do ręki czasem tylko, jabłko kiszone do ręki.
Moja teściowa to miała pomysły , które do dziś nie były znane, np. pierogi z kaszą gryczaną na ostro z kawałeczkami boczku wędzonego w nadzieniu.
Takie pierogi jadłam u teściowej dość często.
Teraz już robią pierogi z kaszą, ze szpinakiem, i z mięsami różnymi  |
|
 |
hajdi |
Wysłany: Pon 15:50, 17 Gru 2018 Temat postu: |
|
Nigdy nie słyszałam o takich gołąbkach. Chętnie bym skosztowała takiego  |
|
 |
Daga |
Wysłany: Pon 0:06, 17 Gru 2018 Temat postu: |
|
To racja! mieli smaki wyśmienite.
A gołąbki z kiszonej kapusty jadłam u teściów pierwszy i ostatni raz  |
|
 |
kszzzz |
Wysłany: Nie 23:54, 16 Gru 2018 Temat postu: |
|
hajdi napisał: | kluch staram się unikać nawet na codzień  | Pierogi nie są kluchami, najwyraźniej nie jadłaś prawdziwych...
Daguś gołąbki robione na sposób z kresów są rzeczywiście przepyszne  |
|
 |
Daga |
Wysłany: Nie 23:31, 16 Gru 2018 Temat postu: |
|
Moja teściowa była z kresów, tam urodziła 2 synów, m.in mego męża
Nie wiem skąd i nie wiem do dzisiaj jak, ale na Wigilię wyjmowała z beczki kiszonej kapusty całą główkę zakiszoną i z niej robiła gołąbki nadziewane kaszą z grzybami.
To była bajka.
Jak człowiek zjadł takiego gołąbka, to palce lizać, musiał po nim odpocząć.
Ale siedziało się do Pasterki. A po pasterce kroiło się te zdobyczne balerony, i inne mięsne smakołyki , a nawet wychyliło jakąś wódeczkę.
Teraz o tym nie ma mowy, zdrowie nie pozwala
 |
|
 |
hajdi |
Wysłany: Nie 22:58, 16 Gru 2018 Temat postu: |
|
Ja niestety przejadam się nawet małą ilością jedzenia a kluch staram się unikać nawet na codzień  |
|
 |
kszzzz |
Wysłany: Nie 21:04, 16 Gru 2018 Temat postu: |
|
A kto się w Wigilię nie przejada?... Sama liczba potraw to determinuje
Każdy je każdą potrawę po troszeczku, bo inaczej się nie da A poza tym nic wcześniej nie jemy, najwyżej małe śniadanie, a przynajmniej ja - i tak zawsze było w moim rodzinnym domu
Gołąbki pochodzą ze Lwowa, pierogi na pewno z kresów, ale nie tylko, bo skąd wzięły się w rodzinie mojej bratowej, która nie ma kresowych korzeni, a częściowo kaszubskie?... Rozprzestrzeniły się już wcześniej .
Pierogi z kapustą i grzybami w bardzo cienkim cieście je się 1-2, żarłocy najwyżej 3-4, gołąbki, które trafiają na stół wigilijny są z najmniejszych liści kapusty, najmniejsze zawierają tylko kilka ziaren ryżu, duże zjadamy w święta - do mięs . U nas najwięcej zawsze schodzi uszek (smażonych- grodzieńskich), karpia (choć są i inne ryby - i to kilka różnych) i kompotu... |
|
 |
hajdi |
Wysłany: Nie 20:07, 16 Gru 2018 Temat postu: |
|
No proszę, z pierwszego artykułu dowiedziałam się, że siemieniotkę gotowało się z nasion konopi, ja napisałam że z siemienia lnianego. Tak dawno jej na oczy nie widziałam, że zapomniałam, że to konopie. Ciekawe, czy teraz można gdzieś kupić nasiona konopi, pewnie tak, bo są jeszcze śląskie domy, w których jada się tę zupę.
Prawda też, że ani pierogów, ani gołąbków na wigilię nie jadamy. Zresztą ja na przykład nie dałabym rady i tak zawsze jestem przejedzona po wieczerzy wigilijnej |
|
 |
kszzzz |
Wysłany: Nie 12:31, 16 Gru 2018 Temat postu: |
|
Ja też się dziwnie czuję odkąd nie ma wieczerzy u mnie (moja bratowa nazywa ją kolacją). Wcześniej (od śmierci rodziców) była u mnie, bo miałam największe mieszkanie i największy stół.
Kiedy brat wybudował dom i zrobił ogromny stół - była u nich - dla całej rodziny, również mojej bratowej. Kiedy dzieci (w sumie 8-ro) dorosły, założyły (niektóre) własne rodziny, a jej rodzice się zestarzeli, a potem zmarł ojciec, wigilie są u Karoliny (od kiedy ma duży dom), bo tam najwygodniej i jej dzieci mają się gdzie rozśrodkować. Rodzeństwo mojej bratowej z rodzinami nie bierze już udziału we wspólnej wigilii, a tylko jej mama. Poza tym od czasu ślubu dołączyła do nas teściowa Karoliny, pochodząca z Wielkopolski, która przeprowadziła się do Gdańska w ślad za swoim jedynakiem, wcześniej ze swoją mamą, która od 2 lat nie żyje, a w tym roku będzie z nami po raz pierwszy teściowa Gosi z siostrą jej męża, która jest dzieckiem o rok starszym od Antka. Tak więc potrawy się mieszają... Ale ludzi zawsze dużo .
W domu moich rodziców też potrawy były wymieszane, bo mama była grodnianką - od wielu pokoleń, a tato od wielu pokoleń lwowiakiem - i niby tu i tu była kuchnia kresowa, ale nie taka sama, i też nieco inna niż w Wilnie. Dodatkowo moja babcia ze strony taty miała korzenie austriackie, więc w jej kuchni dominowały potrawy z Austro-Węgier.
Znalazłam ciekawe artykuły o potrawach i zwyczajach wigilijnych :
O przenikaniu kuchni kresowej na Śląsk Opolski: https://opole.onet.pl/potrawy-wigilijne-kutia-pierogi-i-barszcz-wigilijne-dania-z-kresow/bw3e8
O potrawach wigilijnych w różnych regionach Polski: https://gotowanie.onet.pl/artykuly/potrawy-wigilijne-w-roznych-regionach-polski/5z8lk2p
I o tradycjach wigilijnych na Wileńszczyźnie: http://kurierwilenski.lt/2011/12/22/wigilia-u-mojej-mamy/
Dodam jeszcze, że pierogi i uszka trafiły na stoły wigilijne z Kresów i przybyły z repatriantami stamtąd, a potem się rozpowszechniły. |
|
 |
hajdi |
Wysłany: Nie 12:00, 16 Gru 2018 Temat postu: |
|
Masz rację, wszystko się zmienia. Ze śląskich potraw wigilijnych zostały makówki, bo moczkę mało kto już gotuje. No i oczywiście ryba.
Moczka wzięła nazwę stąd, że suszone owoce są moczone w wywarze wody ze specjalnym piernikiem, który zawsze można było dostać u piekarza. Do tego różne dodatki smakowe. Musze wybadać co czuję w tej moczce. A wigilijnej kolacji nigdy nie nazywano kolacją tylko wieczerzą właśnie. My będziemy wieczerzać u mojej starszej córki, której teściowa lepi te uszka i pierogi, (ona pochodzi ze wschodu), mój tatko będzie wieczerzał u mojej siostry, a w I święto przywiozę go do nas na obiad, tzn. do młodszej córki, a starsza też przybędzie popołudniu na ciasta.
Odkąd mąż zmarł wszystko się u mnie zmieniło, właściwie na gorsze, bo zawsze święta spędzaliśmy razem u mnie. Prawda, że się narobiłam, ale każda z córek przywoziła jakieś potrawy. Teraz to już czuję się jak staruszka skoro już nie ma wigilii u mnie  |
|
 |
kszzzz |
Wysłany: Nie 11:32, 16 Gru 2018 Temat postu: |
|
No właśnie, piszecie to co ja, że tradycyjne wigilijne potrawy zanikają , a przecież jadano je przez wiele pokoleń i musiały smakować, skoro stały się tradycją. Teraz mamy dostęp do wszystkiego, co się nadaje do jedzenia - wybór jest ogromny, nic więc dziwnego, że ludzie, a już szczególnie dzieci wybredzają, nie tylko dzieci, młodzi dorośli również, to się bierze z cywilizacyjnego przesytu. Dlatego nie chcą jeść postnych potraw przygotowanych z miejscowych składników, które były dostępne zimą.
Ja jako dziecko czekałam na potrawy wigilijne z utęsknieniem przez cały rok i wszystkie, przygotowywane tylko ten jeden raz w roku, szalenie mi smakowały. Nie pamiętam żebym czegoś nie chciała jeść, od kiedy sięgam pamięcią... Mój brat jako dziecko nie jadł grzybów, więc nie jadł uszek i sosu grzybowego, ale poza tym jadł wszystko. Nawet barszcz był zupełnie inny niż na co dzień, zupełnie postny, na kilku suszonych grzybach i zawsze z buraków, nie z koncentratu, najlepszy ze wszystkich barszczy w całym roku. Nawet mój brat go jadł, bo nie wiedział, że zawiera grzyby . Około 10 roku życia mój brat nagle zaczął jeść grzyby - i od tego czasu również wszystkie wigilijne potrawy
Podejrzewam, że za 50-100 lat potrawy wigilijne będą zupełnie inne i nie będą miały tego unikalnego charakteru - potraw przyrządzanych jeden raz w roku od kilku pokoleń... |
|
 |
hajdi |
Wysłany: Nie 10:21, 16 Gru 2018 Temat postu: |
|
U mnie pierogi występują tylko jako uszka do barszczu i to też od niedawna. Pierogi to nie jest śląska potrawa, choć na co dzień przyjęły się bardzo dobrze. Sama je jadam.
Na wigilijny deser są pierniczki, każdy ma swój podpisany lukrem na wierzchu, oczywiście jeść można wszystkie, oraz makówki i moczka. Białe wino wprowadzili do naszej rodzinne tradycji moi rodzice i tam mamy do dziś. Podobnie barszcz wprowadziła moja mama, bo nikt nie chciał jeść śląskiej zupy z siemienia lnianego, nazywanej siemieniotką. Ciasta dopiero w święta. |
|
 |
Daga |
Wysłany: Nie 10:12, 16 Gru 2018 Temat postu: |
|
Wszystko Kszuniu przeczytałam z wielkim apetytem. Niektóre z potraw bywały i n mnie w domu. zmienia się tradycja , bo to nie smakuje dzieciom, a to tamto wnukom.
Np. w tym roku nie będzie u mnie wigilijnej kapusty z grzybami.
Ale będą za to /zamówione/ pierogi z kapustą i grzybami, pierogi "ruskie" - to specjalnie dla Ada.
A makaron z makiem, to makiełki, prócz tego kutia też była.
Nie mam gdzie trzymać żywności, więc wszystkiego musi być mało.
Na tort makowy czeka Ad, I wszyscy co będą w 2 -gi dzień świąt.
Wszystko mam prócz opłatka i choinki.  |
|
 |
kszzzz |
Wysłany: Nie 9:52, 16 Gru 2018 Temat postu: |
|
W moim rodzinnym domu wigilia miała charakter trzydaniowego, uroczystego obiadu z przystawkami, a potrawy wjeżdżały na stół kolejno. Rodzice nie nazywali tego posiłku kolacją, a wieczerzą i była to jedyna wieczerza w roku . Jako przystawki były ryby na kilka sposobów, obowiązkowo był śledź w oleju i karp smażony. Potem była zupa - czerwony barszcz z uszkami. Uszka nie były gotowane, a smażone na oleju i nie wrzucało się ich do barszczu a jadło jak paszteciki - takie uszka były w domu rodzinnym mojej mamy, w domu taty były zwyczajne, gotowane. Na drugie danie były gołąbki nadziewane ryżem z sosem z suszonych grzybów. Pochodziły one z domu rodzinnego mego taty i były robione wg przepisu babci - z surowego ryżu wymieszanego z dużą ilością zeszklonej cebuli, doprawione solą i pieprzem do smaku. Ja też je co roku robię - i to dużo, bo w święta są wspaniałym dodatkiem do mięs. Były też pierogi, ale u nas nie zawsze, bo wigilia była dniem pracy i nie było na wszystko czasu. Na deser był kompot z suszu, kutia, kisiel żurawinowy na sztywno (to potrawa z domu mojej mamy) z mlekiem makowym, czyli mlekiem w którym się moczył mak do kutii oraz śleżyki - drobne ciasteczka z makiem. Ciast na wigilię nie jedliśmy. Wszystkie potrawy były jak by to nazwać - wegańskie, a nie tylko postne, z wyjątkiem ryb, mleka makowego i kutii, do której mak się moczył w mleku. No i śleżyki nie były wegańskie. Wszystko smażone było na oleju i w żadnej potrawie nie było masła ani śmietany. Jako osobne potrawy liczyliśmy wszystko, nawet chleb i chrzan do ryby
Teraz jest inaczej - wszystkie potrawy, poza deserem wjeżdżają od razu na stół i każdy je co chce oraz pojawiają się potrawy niewigilijne, choć postne. Teściowa mojego brata robiła kluski z makiem (bardzo dobre), a ja kutię - i nadal ją robię, ale z młodszego pokolenia je ją tylko Karolina . Więc tradycja zapewne upadnie . Kisielu już dawno nie robię, bo oprócz mnie jadł go tylko mój brat. Są nowe potrawy - kapusta z grzybami i groch z kapustą - te jem, choć w moim domu ich nie było, bo to potrawy wigilijne.
Ale sałatki warzywnej ani niczego w majonezie nie ruszam, bo majonez nie pasuje mi do wigilii, podobnie nie jem potraw w śmietanie.
Na deser są też świąteczne ciasta, które w moim rodzinnym domu jadło się dopiero w święta. Może dlatego młodzi nie próbują nawet kutii?...
Szkoda, że tradycja zanika. Za dwa - trzy pokolenia zostanie zapewne tylko barszcz z uszkami i pierogi, ale nie wiadomo czym nadziane... |
|
 |
Daga |
Wysłany: Śro 22:28, 12 Gru 2018 Temat postu: |
|
Nic nie szkodzi Hajduś  |
|
 |
hajdi |
Wysłany: Śro 18:49, 12 Gru 2018 Temat postu: |
|
Daga napisał: | Hajdeczko nie miałam na myśli życzeń świątecznych, tylko życzenia , żeby każdy sobie jadł w święta to co lubi.
Ale Ty często inaczej odczytujesz co się pisze |
Daguś jeśli tak uważasz to bardzo Cię przepraszam
Może rzeczywiście źle odczytuję to co inni piszą  |
|
 |
kszzzz |
Wysłany: Śro 16:11, 12 Gru 2018 Temat postu: |
|
A co jest w XXI szokującego w chemii? Chemia organiczna to też chemia. A znajomość składu naszych pokarmów i to określonego w liczbach (wszystko jedno czy w jednostkach wagowych, czy w procentach) jest podstawą dietetyki, a prawidłowa dieta, to jeden z filarów naszego zdrowia.
Coś, co nie jest słodkie może zawierać 100% cukru jak np skrobia ziemniaczana, która jest polimerem sacharozy, czyli tego cukru, który mamy w cukiernicy, a to cukier bardzo niewskazany dla cukrzyków, a inne produkty - słodkie w smaku, mogą cukru zawierać niewiele... |
|
 |
hajdi |
Wysłany: Śro 15:51, 12 Gru 2018 Temat postu: |
|
Daguś Dlatego w Polityce, bo umieściłam na początku apel Kubu Gaja o nie kupowanie żywego karpia.
A po za tym Kszunia ma rację, że nasz temat 'Polityka' jest najchętniej czytany, inne tematy się omija.
No i o gustach smakowych nie miałam zamiaru dyskutować, bo to indywidualna sprawa każdego. Zszokowało mnie to podawanie procentowe zawartości tłuszczu w rybach. Ja to jedynie oceniam organoleptyczne. Pstrąga jedliśmy raz i zrezygnowaliśmy, bo zbyt ościsty. |
|
 |
Daga |
Wysłany: Śro 1:53, 12 Gru 2018 Temat postu: |
|
Może Kszuniu masz rację?
Jak żył mój tatulek, to karpia jadło się bardzo często, lubił kapia w każdej postaci, ja też
Zawsze cieszę się a dwie wigilijne potrawy, to karp i kompot z suszonych owoców.
Są i inne, ale te inne w ciągu roku zdarzają się, j.np. fasola na słodko kwaśno, albo kapelusze z suszonych grzybów smażone
Nie mam możliwości wkleiś całej historii o karpiu na polskim stole, ale każdy może udać si do wuja googla i sobie poczytać. Ciekawa historia!
https://www.newsweek.pl/wiedza/historia/historia-karpia-na-wigilii-tradycja-swiateczna-a-prl/dxcw1lw |
|
 |
kszzzz |
Wysłany: Śro 0:10, 12 Gru 2018 Temat postu: |
|
hajdi napisał: | Smak rzeczywiście może nie za bardzo, tylko że nie o to mi chodziło.
Napisałam przecież, że po karpiu bolała mnie wątroba | Przecież napisałaś, że karp jest tłusty - hajdi napisał: | jemy na Wigilię ryby słodkowodne np. sandacza lub pstrąga... Ja od młodości nie mogłam jeść karpia... dzieci też nie lubią tej tłustej ryby. | - tylko do tego się odniosłam, bo mnie zdziwiło, że uważasz karpia za tłustą, a pstrąga za chudą rybę. I nawet napisałam, że rozumiem, że można go nie lubić. O uczuleniu w ogóle nie wspomniałam, bo to odrębne zagadnienie i z tłuszczem karpia nie ma nic wspólnego .
A dla mnie, podobnie jak dla Dagi smak karpia jest bardzo, bardzo
Daguś dawno już sugerowałam, by o wszystkim pisać w polityce , bo niektórzy nigdzie, poza nią nie zaglądają  |
|
 |
Daga |
Wysłany: Wto 23:16, 11 Gru 2018 Temat postu: |
|
Hajdeczko nie miałam na myśli życzeń świątecznych, tylko życzenia , żeby każdy sobie jadł w święta to co lubi.
Ale Ty często inaczej odczytujesz co się pisze
Ja tak samo jak Kszunia uwielbiam Karpia i będę miała całego dla siebie, bo ani P. ani Ad. nie je rybek słodkowodnych.
W moim starym i nowym domu ważna jest tradycja i wszystko będzie wigilijne, typowo wigilijne.
A swoją drogą - co ma Karp wspólnego z Polityką?
Na to chyba jest inny rozdział? |
|
 |
hajdi |
Wysłany: Wto 22:42, 11 Gru 2018 Temat postu: |
|
Smak rzeczywiście może nie za bardzo, tylko że nie o to mi chodziło.
Napisałam przecież, że po karpiu bolała mnie wątroba i miałam po świętach, a mój mąż był uczulony i zwyczajnie puchł na twarzy. Tyle i tylko tyle. Niech sobie ten karp będzie miał tyle tłuszczu ile piszą w wiki, ja go i tak nie lubię. Lubię jeść to co mi sprawia przyjemność, zwłaszcza teraz  |
|
 |
kszzzz |
Wysłany: Wto 21:54, 11 Gru 2018 Temat postu: |
|
hajdi napisał: | Ja od młodości nie mogłam jeść karpia, bo dostawałam ataku wątroby (po przebytej żółtaczce)... dzieci też nie lubią tej tłustej ryby. | Zdziwiło mnie, że uważasz karpia za tłustą rybę i aż poszukałam w internecie. Zawsze za tłuste uważałam łososie, pstrągi hodowlane, węgorze, makrele, sardynki - i okazało się, że mam rację Nie wiedziałam tylko, że śledzie też są tłuste, ale nigdy nie jadałam innych niż solonych w oliwie lub śmietanie - więc jak to miałam zauważyć ...
Karp jest tłusty po usmażeniu, jak każda ryba lub mięso, nawet z natury najchudsze Wszelkie potrawy smażone są bardzo tłuste, nawet faworki i pączki .
Może karp nie jest bardzo chudą rybą, ale na pewno nie jest tłusty.
Oto co znalazłam w internecie na temat ryb chudych i tłustych:
"Ryby chude to takie, które mają zawartość tłuszczu poniżej 8g/100g ryby.
Ryby chude: Flądra - 83 kcal/100 g Dorsz -78 kcal/100 g Halibut biały - 100 kcal/100 g Karp - 110 kcal/100 g Mintaj - 73 kcal/100 g Morszczuk - 89 kcal/100 g Pstrąg strumienny - 97 kcal/100 g
Ryby tłuste: 1. Węgorz - 278 kcal/100 g 2. Łosoś - 201 kcal/100 g 3. Śledź -161 kcal/100 g 4. Makrela- 181 kcal/100 g 5. Tuńczyk - 137 kcal/100 g 6. Pstrąg tęczowy - 160 kcal/100 g 7. Sardynka - 169 kcal/100 g"
https://expressilustrowany.pl/ktore-ryby-sa-chude-a-ktore-ryby-sa-tluste-lista/ar/3663036
Sądzę, że pstrąg strumienny - to ten dziki, w sklepach są tłuste - tęczowe - hodowlane.
Wracając do karpi - moja mama twierdziła, że przed wojną w ogóle nie jadało się karpi na wigilię. Gdzieś kiedyś wyczytałam, że to powojenna tradycja powstała z braku innych ryb.
Zgadzam się, ze można karpi nie lubić, bo mają specyficzny błotnisty zapach i posmak. Zresztą wszystkie ryby denne go mają.
Ja osobiście bardzo karpia lubię i w okresie świątecznym najadam się nim po kokardkę, bo kiedy indziej zwyczajnie jest niedostępny. Żeby się pozbyć zapachu moczę go przez dobę w mleku (choć mi on nie przeszkadza), ale robię to dla innych - i wszystkim karp zawsze smakuje
W podobny sposób można usunąć zapach i posmak błota z innych ryb . |
|
 |