Forum www.spotkania.fora.pl Strona Główna www.spotkania.fora.pl
zatrzymaj się na chwilę
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Nasze lektury
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 19, 20, 21  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.spotkania.fora.pl Strona Główna -> Kultura / Nasze: lektury, filmy, muzyka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
multilatek




Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 1359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 954 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 10:19, 01 Lut 2014    Temat postu:

Już kilkanaście lat temu, kiedy było to w modzie, przeczytałem Jerzego Kosińskiego, Ptak malowany. Jest to drastyczne opowiadanie o losach Chłopca, nieznanego z imienia i nazwiska, samotnie tułającego się po nieznanych bliżej okolicach Europy wschodniej. Chłopiec jest ukrywającym się Żydem, traktowanym wyjątkowym okrucieństwem przez ciemną masę religijnego, zacofanego cywilizacyjnie chłopstwa. Warunki, w jakich żyje opisywany Chłopiec, nie pozwoliłyby na przeżycie pierwszej zimy, ale Chłopiec jakoś żyje i przeżywa wojnę.
Kosiński pytany przez krytyków literackich o to w jaki stopniu opowiadanie jest oparte na jego własnych przeżyciach, odpowiada pokrętnie. Nie potwierdza, ale też nie wyklucza takiej możliwości. Środowisko literackie w USA żyje w przekonaniu, że nawet tragiczna śmierć pisarza w jakimś stopniu wynikała z jego przeżyć w dzieciństwie.
Z tym stanem wyjściowym, dziennikarka, Joanna Siedlecka postanowiła skonfrontować możliwe do ustalenia fakty z legendą Kosińskiego. Konkluzja jest zadziwiająca. Zebrała ją z książeczce Czarny ptasior
Kosiński, a właściwie Lewinkopf, był synem Mojrzesza (później Mieczysława) i Elżbiety, zamożnych fabrykantów z Łodzi, mieszkających przy ulicy Gdańskiej 74. W roku 1940, po włączeniu Łodzi do Rzeszy, spakowali wszystko co mieli wartościowego i pojechali do Sandomierza, gdzie mieszkali przy ulicy Zamkowej 8, pod własnym nazwiskiem. Na wezwanie aby stawili się w getcie nie zareagowali. Przenieśli się w inne miejsce i pomimo "złego wyglądu", ignorowali zagrożenie. Kiedy, w roku 1942, zaczęły się łapanki Żydów, mieszkaniec Sandomierza, Skobel, wywiózł cała rodzinę swoją furmanką na wieś, do Dąbrowy Rzeczyckiej (lubelskie), gdzie przesiedzieli cała wojnę w baraku należącym do Andrzeja Warchoła. Rodziną opiekował się ksiądz Okoń. Do Dąbrowy przybyli już z dokumentami na nazwisko Kosiński. Okolica nie była spokojna. W lesie byli AKowcy, ALowcy i GLowcy. oraz zwykli bandyci. Rozróżnić ich było czasem trudno. Mieli jednak łagodzący wpływ na Niemców, którzy nieliczni, nie strzelali zbyt chętnie obawiając się zemsty "leśnych". Temu zawdzięcza przeżycie rodzona Kosińskich, kilka razy śmiertelnie zagrożona rewizjami i kontrolami zapasów u rolników.
Jurek Kosiński był wymuskanym, delikatnym dzieckiem. Cała wieś zapamiętała, że z powodu jego komunii, Kosińscy poczęstowali dzieci kakaem. Chodził czysto ubrany i nigdy nie bawił się z wiejskim dziećmi. Mama Kosińska korzystała z pomocy służącej i mebli innego Żyda, Karola Libeskinda, właściciela dużego majątku (nie przeżył).
Ojciec nie ukrywał się. Oficjalnie pracował w urzędzie zbierającym kontyngenty od chłopów. Mówił po niemiecku i był szanowany, również jako nauczyciel miejscowych dzieci.
Po wkroczeniu Rosjan zaczął się czas trudny. Ojciec skumał się z komunistami a później NKWD. Podejrzewano go o oskarżanie miejscowych chłopów o przynależność do AK i wielu zginęło w więzieniu i na Syberii. Andrzej Warchoł wrócił w 1947 r. Późniejsze odtajnienie dokumentacji wykazało, że donosy pisali, lub częściej dyktowali najmarniej zorientowani, niepiśmienni chłopi, przekonani, że komuniści dadzą im ziemię i w ogóle wszystko.
W połowie 1945, podziemie AKowskie wydało wyrok na "profesora" i ostrzeżony uciekł z rodziną do Łodzi, później do Jeleniej Góry, był dyrektorem Celwiskozy i cenionym działaczem partyjnym.
Wizyta Kosińskiego w Polsce, już jako słynnego pisarza, poruszyła ludzi z Dąbrowy. Przyjechali do Warszawy, kupili Ptaka malowanego i ustawili się w kolejce do podpisu (Edward Warchoł i Bronisław Wołoszyn). Zbył ich dwoma słowami. Nie pokazał, że ich poznaje. Kilka lat później przejechał limuzyną przez wsie, które uratowały życie jego i jego rodziny, ale nie opuścił nawet szyby i nie zatrzymał samochodu. Nikomu nie powiedział, dziękuję ani do widzenia.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hajdi




Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 28037
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4428 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:52, 01 Lut 2014    Temat postu:

O czym może świadczyć takie zachowanie Question O traumie Question chęci zapomnienia Question
Na pewno utwierdza w przekonaniu o swoim właściwym postępowaniu tych, którzy nie pomagali, a wręcz przeciwnie, bo i tak nie doczekają się podzięki Sad


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
multilatek




Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 1359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 954 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 12:26, 01 Lut 2014    Temat postu:

Ludzie z Dąbrowy Rzeczyckiej, a wielu z nich żyje i pamięta rodzinę Kosińskich, są oburzeni tym, że ryzykując życie całej wsi, nie wyciągając pieniędzy od niewątpliwie zamożnych ludzi (starczyło im na dwa i pół roku zakupów w sąsiedniej Woli), są teraz utożsamiani z fikcyjnymi zbirami maltretującymi niewinne dziecko żydowskie. Żadne ich wyjaśnienia nie odniosą skutku, bo kłamliwą opinię powielają autorytety, historycy i znawcy literatury. Sam Kosiński mógł jednym zdaniem uratować swoje dobre imię mówiąc jasno, że Malowany Ptak to fikcja. Oni widzą w opisach okolic i zdarzeń swoje okolice i fakty, które pamiętają.
Jest takie zdarzenie opisane przez Kosińskiego. Ksiądz Okoń robił co mógł żeby zatrzeć skutki "złego wyglądu"i uczynił Jurka ministrantem. Kiedyś ten potknął się i opuścił księgę. Ksiądz nie zwrócił na uwagi.
Opis tej sytuacji w Malowanym Ptaku kończy się wrzuceniem Chłopca do szamba.
Kosiński podaje wiele autentycznych lub zbliżonych nazwisk. Jedną postać odmalowuje szczegółowo podając imię. To ptasznik, Lech. Niedorozwinięty chłop zabawiający się łapaniem ptaków, głównie wron i malowaniem ich wapnem. Wypuszczał je potem i obserwował jak są odpędzane od gromady. Jego chata obwieszona klatkami stoi do dziś (1994).
Ocena postępowania obu Kosińskich, ojca i syna, nie pozostawia wątpliwości. Mieszkańcy Dąbrowy wybaczają im werbalnie. Pozostaje poczucie niesprawiedliwości, które ich spotkało.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ans
Administrator



Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 18663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5109 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:04, 01 Lut 2014    Temat postu:

Niewiele już pamiętam z "Malowanego ptaka".. Czytałam to bodajże zaraz po śmierci Kosińskiego. Było mi go żal, ale czytając nie odbierałam treści powieści jako jego osobistą historię. Powieść to zawsze albo czysta fantazja, albo jeśli "z życia" to z upiększeniami (siebie, rodziny).
"Ptasiora" o którym pisze Multilatek nie czytałam. Po przeczytaniu uwag Multilatka pomyślałam sobie że jeśli to wszystko prawda to Kosińscy byli ludźmi jakich nie lubię..ale zawsze tacy ludzie istnieli. Nie przypuszczałam, że nawet w czasach wojny udawało się tego typu ludziom z rasy wówczas urzędowo prześladowanej zawsze "spadać na cztery łapy", chociaż.. w lecie czytałam biograficzną opowieść o Jerzym Urbanie spisaną przez dziennikarkę. Rodzina Urbana także spokojnie wojnę przeżyła, a on jako chłopiec nie bardzo rozumiał , że coś mu zagraża.
Mam mieszane uczucia w przypadku tego "Ptasiora".. Owszem ludzie pamiętający jeszcze żyją, ale..na odmianę swoją rolę "upiększają".
Fakt, że Kosińscy przeżyli. Pomagano im, (nie chciałabym usprawiedliwiać młodego Kosińskiego), ale...nie jest miło pozostawać na czyjejś łasce, to może nawet wzbudzać niechęć do "dobroczyńców". Poza tym Kosiński nigdzie nie napisał, że w "Malowanym ptaku" przedstawił swoją osobistą historię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
multilatek




Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 1359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 954 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:17, 01 Lut 2014    Temat postu:

Nie wiem co można upiększać w sytuacji, kiedy za jednego Żyda palono wieś i mieszkańców rozstrzeliwano bez wyjątków, a okoliczne wsie doznały takich doświadczeń. W latach "po Stalingradzie" Niemcy byli ostrożniejsi, ale kiedy przychodził nakaz represji, nie patyczkowali się specjalnie.
Co do stwierdzenia Kosińskiego o prawdziwości bądź nie Malowanego Ptaka, to problem w tym, że nigdy nie zaprzeczył domysłom i w świadomości wielu ludzi pozostaje beletryzowaną biografią Kosińskiego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ans
Administrator



Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 18663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5109 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:47, 01 Lut 2014    Temat postu:

Można upiększyć sposób traktowania tych ukrywanych..
To oczywiście prawda co powyżej napisałeś Multilatku, ale ..
Można sobie wyobrazić uczucia młodego chłopca, któremu groziła śmierć tylko z tej racji, że urodził się Żydem. Był "gorszy" tylko z racji narodowości. Niewykluczone, że ci, którzy jemu i jego rodzinie pomagali byli pełni empatii i życzliwości, ale on to mógł to odbierać inaczej..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
multilatek




Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 1359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 954 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 8:50, 18 Lut 2014    Temat postu:

Tym razem wdałem się w czysty "gender". Skończyłem właśnie książkę Autorstwa Marianne J. Legato pt Dlaczego mężczyźni umierają pierwsi.
Autorka, lekarz po długoletniej praktyce, wywodząca się z rodziny lekarskiej, zebrała wiele danych pozwalających na sformułowanie wniosków co do specyfiki ról społecznych, uwarunkowań genetycznych, zmian cywilizacyjnych i niewesołych wniosków z tego wszystkiego. Te wnioski, to biologiczne predyspozycje mężczyzn do zapadania na infekcje, fizyczne i psychiczne koszty rywalizacji i społecznej presji na męski typ zachowań, zagrożenia dla męskiego serca chorobami wieńcowymi, skutki wykonywania męskich zawodów, depresje i specyfika męskiego starzenia. Dowiedziałem się mnóstwa rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Na przykład, jaki jest skutek tego, że mężczyźni nie mają podwójnego chromosomu Y, tylko jeden chromosom X i jeden Y, a kobiety mają dwa identyczne chromosomy X. Ten drugi może im służyć za magazyn części zamiennych w razie awarii.
Wszelkie podejrzenia zagrożeń kończą się zaleceniem wizyty u lekarza. Ta porada gruntownie zniechęca mnie do praktycznego wykorzystania nabytych informacji.
W sumie warto poznać uwarunkowania genetyczne i wynikające stąd zagrożenia dla męskiego rodzaju w świecie bardzo już odległym od tego, w którym tradycyjnie pojmowane role męskie były niezbędne dla przetrwania rodzaju ludzkiego.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
multilatek




Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 1359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 954 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:46, 25 Lut 2014    Temat postu:

Tym razem sięgnąłem po książeczkę, którą mam od 40 lat. To wydany w 1974 roku zbiór prozy Norwida pt Białe kwiaty. O Norwidzie dużo się mówi, ale sądzę, że znajomość jego dzieła jest w narodzie taka sobie. Toteż ja też zabrałem się do tych kilku nowelek i rozprawek filozoficznych jak do Koranu.
Na Białe kwiaty składają się fragmenty pamiętnika, wspomnienia związane ze śmiercią kilku przyjaciół (tych już znamy dobrze) i rozprawy o literaturze, ciekawej ze względu na zupełnie mi nieznane oceny literatury epoki Wielkiej emigracji i lat osiemdziesiątych wieku dziewiętnastego.
Wzruszające są szczególnie Czarne kwiaty, część druga zbioru. Norwid wspomina w nim ostatnie rozmowy odbyte z Chopinem, Słowackim, Mickiewiczem, oraz artystami na emigracji już zapomnianymi, malarzami Byczkowskim i Delaroche'm. Dzięki Norwidowi wiem, że przez okno mieszkania Chopina, przy rue de Chaillot, było widać Panteon. Dziś to już niemożliwe. Ostatnia rozmowa z Chopinem była przerywana ciągłym kaszlem Fryderyka. Przyjechała do niego siostra z Polski i kiedy Norwid wszedł do mieszkania, było trochę bałaganu. Kaszlący Chopin powiedział, wynoszę się stąd, i znów zaczął kaszleć. Norwid na to: Wynosisz się tak co rok.,. a przecież , chwała Bogu, oglądamy cię przy życiu. Chopin dokończył po ataku kaszlu: Mówię ci, że wynoszę się z mieszkania tego na plac Vendome. Była to moja ostatnia z nim rozmowa. Podobne wspomnienia zachował Norwid z rozmowy ze Słowackim, który nazwał Chopina umarlakiem, a sam zmarł wcześniej niż Chopin. Wspomina dziwne Adieu Mickiewicza wyjeżdżającego do Turcji.
Opisuje przypadek z podróży okrętem żaglowym do Ameryki. Okręt stał przy wyspach kredowatości białej i Norwid wdał się w rozmowę z jakimś Izraelitą. Rozmowa była długa i przerwało ją wejście na pokład damy z szczeniakiem, któremu dama nalała mleka do miseczki. Izraelita zwrócił uwagę Norwida na urodę owej damy, którą się zachwycił. Norwid nie odwrócił wzroku na kobietę i odpowiedział, że przyjrzy się damie jutro, bo kobiety są najpiękniejsze, kiedy nie wiedzą, że się na nie patrzy.
W nocy zbudził go jakiś rwetes i bieganina. Okazało się, że owa dama w nocy zmarła i jej okryte ciało leżało rano na pokładzie.
Nie wymienia nazwiska, ale chyba na myśli sędziwego księcia Czartoryskiego, któremu przyszło wręczać medal w uznaniu zasług. Książę ów bardzo długo i uważnie oglądał medal i Norwid zapytał go jakiś czas później jakie wrażenie odniósł otrzymując wyróżnienie od rodaków. Książę odpowiedział, że na owym medalu zafascynował go jego profil, ponieważ nigdy się z tej perspektywy nie oglądał i jego wydatny nos zrobił na nim duże wrażenie.
Przykra jest świadomość, że tak utalentowany człowiek umierał w domu szarytek, samotny i niezrozumiany przez współczesnych głupców.
Co gorsza, niewiele zostało oryginałów z twórczości Norwida.


Post został pochwalony 3 razy

Ostatnio zmieniony przez multilatek dnia Pon 11:13, 17 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Daga




Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 23810
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4081 razy
Ostrzeżeń: 0/4

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:43, 25 Lut 2014    Temat postu:

Wiele z wspomnianych ksiązek i dzieł przeczytałam, ale wystarczy mi poczytać Was i mogę powspominać.
Piękny jest ten wątek - całySmile)))
Teraz z przyczyn ode mnie niezależnych została mi tylko poezja, która towarzyszy mi od małolaty Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hajdi




Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 28037
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4428 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:51, 25 Lut 2014    Temat postu:

Zachęciłeś mnie Multilatku do sięgnięcia po tę lekturę, tylko czy ona jest gdzieś dostępna Question Przypuszczam, że jedynie w bibliotece Confused

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
multilatek




Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 1359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 954 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 10:15, 03 Kwi 2014    Temat postu:

Zmierzyłem się właśnie z dziełem potężnym. We fragmentach było mi znane jeszcze w liceum. To Gargantua i Pantagruel. Księga napisana w latach 1548-1552, przez Francois Rabelais, lekarza medycyny.
Jak wiele książek tamtej epoki (Don Kichot, Przygody Guliwera, i wiele innych), jest opowieścią o współczesnych i bliskich przeniesioną w świat fantazji, olbrzymów, dziwaków, wzbogaconą masą anegdot krążących wówczas po Europie. Mówienie wprost było zabawą zbyt niebezpieczną. Drwiny z możnych i potężnych były groźne i dlatego opowieści dzieją się w nieokreślonym czasie, w dalekich krajach, tylko dziwnie przypominają samowolę trybunałów, przekupstwa sędziów, zachłanność księży i zakonników, głupotę uczonych teologów dobrze znanych z codzienności.
Pojawia się nawet wątek nam znany. Polacy nie gęsi. Podobnie wypowiada się Rabelais o języku francuskim. Łacina, nazbyt silnie kojarzona z ewangelią była już traktowana, jako narzucone ograniczenie.
Do dwóch zbiorów ksiąg (w aktualnym wydaniu, dwóch tomów) dołącza autor tekst królewskiego przywileju, który ma go chronić przed krytykami skorymi uciszyć go na zawsze. Musiały to być ostre spory, skoro polemika z oponentami wygląda tak jak w poniżej przytoczonym fragmencie przedmowy do księgi czwartej.
Tymon zrażony niewdzięcznością ateńskiego ludu, wszedł jednego dnia na publiczną radę, prosząc, aby mu udzielono głosu w pewnej sprawie tyczącej powszechnego dobra. Zapanowała cisza; wszyscy oczekiwali rzeczy bardzo ważnych, zważywszy, że pojawił się na radzie on, który tyle lat stronił od społeczeństwa i żył na odludnym pustkowiu. Za czym rzekł: „Wpodle mego domu, pod murem, rośnie piękna, duża i rozłożysta figa, na której wy, panowie Ateńczycy, mężczyźni i niewiasty, młodzieńcy i dziewczęta, popadłszy w jakoweś nieszczęście i rozpacz, macie zwyczaj po kryjomu wieszać się i stryczkiem zbawiać żywota. Ostrzegam was, iż z powodu przebudowy domu zmuszony jestem w ciągu tygodnia ściąć tę figę; dlatego ktokolwiek z was i w ogóle z miasta miałby chęć powiesić się, niech się pospieszy. Po upływie tego terminu nie będą mieli tak sposobnego miejsca ani tak dogodnego drzewa”
Za jego przykładem radzę i ja owym diabelskim potwarcom, aby się powywieszali w ostatniej kwadrze tego księżyca; sam jestem gotów dostarczyć im postronków. Do tego celu wyznaczam ich miejsce między biegunem południowym a Łysą Górą. Po odmianie księżyca nie znajdą już takich udogodnień i będą zmuszeni sami, na własny koszt, kupić sobie stryczki i wyszukać drzewo dla powieszenia się, jako uczyniła panienka Leoncja*, oszczerczyni tyle uczonego i wymownego Teofrasta.
*Leoncja- znana hetera

Francois Rabelais był lekarzem. W kilku fragmentach daje dowód nadspodziewanie rzetelnej wiedzy medycznej. Tłumaczem był również lekarz, Tadeusz (boy) Żeleński. W przypisach wyraża swój podziw dla wiedzy medycznej epoki odrodzenia, przypuszczając, że w wiekach późniejszych nastąpił regres w tej materii.
Księga jest pełna cytatów ze starożytności. Sądziłem do niedawna, że dopiero w epoce Oświecenia nastąpiło odkrycie antyku. Nic podobnego. Wiedza o antyku jest w Renesansie imponująca. Przypowieści, cytaty starożytnych filozofów, wydarzenia z dziejów Aten, Rzymu są obecne na każdej niemal stronie. Wiele cytatów jest w języku oryginału, greki i łaciny.
Ostatnia rzecz, która budzi podziw, to znajomość francuszczyzny demonstrowana przez tłumacza. Mam niejakie wyobrażenie o tym języku. Wiem, że nie doczytałbym jednej strony oryginału do końca. Mnóstwo dowcipów to gra słów, najczęściej nieprzetłumaczalna. Sam Rabelais „koduje” swoje złośliwości, najczęściej pod adresem kościoła i papieża w sposób, który tłumaczy potem, jako błąd drukarzy i udziela im przewrotnej reprymendy. Aby się w tym połapać, trzeba być mistrzem. Takim właśnie mistrzem był nieodżałowany Tadeusz Boy.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hajdi




Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 28037
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4428 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:53, 03 Kwi 2014    Temat postu:

Niezwykle ciekawie opowiadasz o tym dziele. Podziwiam Cię zarazem , bo nie wiem czy bym się zdobyła na przeczytanie tak skomplikowanego dzieła, pełnego domysłów Confused

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ans
Administrator



Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 18663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5109 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:36, 03 Kwi 2014    Temat postu:

Ja czytałam to dzieło w młodości Very Happy
Trochę męczył mnie styl, język,ale dzielnie przebrnęłam, bo tatuś mi polecił. On był pełen zachwytu, ja chyba nie wszystko rozumiałam. Embarassed


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
multilatek




Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 1359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 954 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 12:10, 05 Kwi 2014    Temat postu:

Domknąłem właśnie książkę pisaną kilka lat temu. Autorem jest Konrad Jaskólski, książka nosi tytuł Kalendarz Easy Ridera. Wydanie z roku 2011. Easy Rider, tak jak ja to rozumiem, to wolny jeździec, luźny człowiek, ktoś samotny i bez zobowiązań, coś takiego.
Według autora, jest to młody Polak na obczyźnie. Temat zainteresował mnie, bo w okresie opisywanym, mieszkał i próbował się zainstalować w Cardiff mój syn. Przeczytał książkę, jako pierwszy i podsunął mi ją, abym lepiej zrozumiał jego przeżycia.
Książka jest napisana zręcznie i lekkim piórem. Dobrze się czyta. Ma formę dziennika. Autor jest wiarygodny. Wiele szczegółów wskazuje na znajomość realiów dostępną tylko tym, którzy ich sami doświadczyli.
To, co uderza od pierwszej strony, to ponury nastrój i beznadzieja. Trzydziestoletni człowiek patrzy na wszystko z obrzydzeniem i skargą na rzeczywistość. Z Polski wyjechał, bo nie miał przyszłości. W Londynie nie znajduje łatwiejszego życia. Pracy szuka w agencji, ale chodzi do niej o trzynastej. O tej porze już żadnej pracy nie ma, albo wypił piwo(dużo piwa), więc nie wypada iść do agencji. Dużo pali i musi palić, bo głód nikotynowy jest nie do zniesienia. Znajduje pracę jako kierowca autobusów. Praca to udręka, pasażerowie to łamagi, emeryci, Ciapaci i Murzyni. Angole są tak z siebie zadowoleni, że chciałoby się dać im po pysku. W końcu bierze samochód z wypożyczalni. Za zarobione funty jedzie do Szkocji, śpi w motelu, siedzi w knajpach, pije Stellę, pali Richmondy, zawala pójście do pracy i rezygnując z ciekawej oferty innego zajęcia postanawia wrócić do Polski.
W jego wieku mógłby być moim wnukiem. Zastanawiam się, dlaczego nic go nie cieszy. Nie miał zapewne zbyt trudnego dzieciństwa. Zdobył jakieś wykształcenie i ma jakieś pojęcie o świecie.
Ja miałem wiele okazji, aby przeżywać radość. Na początek, że przeżyłem. Nie przysypały mnie gruzy kamienicy. Nie zmarłem z głodu lub zimna, jak to przytrafiło się kilku milionom moich rówieśników. Miałem po wojnie komplet rodziców, co nie było najczęściej spotykane. Jakoś przebrnąłem przez wojsko i dogoniłem kolegów. Miałem wiele sukcesów w pracy i mimo woli niemałe pieniądze. Były powody żeby się cieszyć, czasem z byle powodu. Czasem pracowało się po osiemnaście godzin i kończyło się to niczym, ale sama praca była fascynującym przeżyciem.
Mój, teoretyczny wnuk, jest zawiedziony od początku do końca. Ma inną skalę porównawczą. Na moje powody do radości, nawet by nie spojrzał. Nie rozumiałby ich wcale. On chciałby być jak te Angole. Na luzie.
A nie będzie. Nie umiałby. Ciężka prawda, ale prawda.


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez multilatek dnia Sob 15:07, 05 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ans
Administrator



Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 18663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5109 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:36, 05 Kwi 2014    Temat postu:

Coś w tym jest co napisałeś Mutilatku. Ja potrafiłam cieszyć się przysłowiowym "byle czym", a moje wnuki nie bardzo potrafią. Te moje jeszcze są dziećmi, ale nie umiem ich ucieszyć atrakcjami, które mnie bardzo radowały. Mimo to mam nadzieję, że nie wyrosną na takich dorosłych jak ten z powieści którą nam zrelacjonowałeś. Świat pędzi, są nowe realia, ale jakąś więź duchową z najmłodszym pokoleniem odczuwam. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ans dnia Sob 16:37, 05 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hajdi




Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 28037
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4428 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:02, 05 Kwi 2014    Temat postu:

Aż się ciśnie na usta banał - smutne, ale prawdziwe. Dzisiejsze pokolenie 30-latków chce mieć wszystko od razu, kupę kasy, dom, samochód i co tam jeszcze. Już natychmiast. To do nich adresowane są te reklamy banków z natychmiastowym i łatwym kredytem na spełnienie zachcianek. Taki Polak poleci na Wyspy i myśli, że świat od razu stanie przed nim otworem ze wszystkimi przyjemnościami. Oczywiście, że nie wszyscy są tacy, ale mam wrażenie że większość. Aha, pokolenie 30-latków to także moje dzieci Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ans
Administrator



Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 18663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5109 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:14, 05 Kwi 2014    Temat postu:

Może mają trochę racji, że chcą wszystko już, natychmiast ?
Oglądałam niedawno reklamę o "muzeum niespełnionych marzeń", mogłabym założyć prywatne. Wink Pogodnie to znoszę, ale uświadomiłam sobie, że nazbyt długo tłumaczyłam sobie : masz jeszcze czas (na to czy owo).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
multilatek




Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 1359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 954 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:20, 09 Kwi 2014    Temat postu:

Często spotykam się z twierdzeniem, że moje pokolenie miało łatwiej. W dużej części jest to prawda. Nauka była rzeczywiście bezpłatna. Na studia podyplomowe korzystałem ze zwolnień, na doktoranckie również (doktoratu nie skończyłem, ale to już inna historia), nawet kiedy pracowałem jako półetatowy nauczyciel w technikum, też zwalniałem się z pracy podstawowej. Dziś czas pracy objęty jest rygorem, jaki znam z krajów zachodnich. Znalezienie pracy nie było problemem, ale dobra praca była zawsze dobrem rzadkim.
Jakie były efekty udostępniania wiedzy? Mierne. Odsetek wykształconych wyżej wynosił około 7%. Płace były niewygórowane. moja pierwsza pensja wynosiło 1400 zł przy wartości nabywczej złotego zupełnie porównywalnej z dzisiejszą. 100 gram kawy kosztowało 18zł a tzw paczka masła 16. Tanie były opłaty mieszkaniowe. Dzisiejsze możliwości są jednak nieporównywalne. Nie znam nikogo, kto pracy nie znalazł, jeśli chciał pracować.
Tyle o tym co było.
......................
Przebrnąłem przez romans Harlequina. Zaparłem się i przeczytałem do końca. Nie było tego wiele, więc jakoś się dało. Dzieło nosi tytuł Dwie księżniczki, autorką jest Liz Fielding. Jak przeczytałem na licznych zajawkach na okładkach, autorka poczytna i pokupna.
Po lekturze nie wiem rzeczy podstawowej. Dla kogo pisze się takie książki? Hipotetyczni odbiorcy takich dzieł, zazwyczaj nie czytają w ogóle. Innym wystarczą dwa pierwsze wiersze, że by rzucić dzieło w kąt.
Fabuła żadna. Dwie rodziny walczą o udziały w radzie nadzorczej sklepu w Londynie(czyżby znowu stary Szekspir?). On i Ona z przeciwnych, skłóconych rodzin, wyjeżdżają na jakąś dziwną wyspę u wybrzeży Afryki. Nie wiadomo jakie to wybrzeże, wschodnie czy zachodnie? Na wyspie żyją kolibry, co wskazywałoby na Amerykę, ale autorka tym się nie przejmuje, bo i czytelników też to nie zaskoczy. Tam jest do zwiedzania grobowiec jakiejś dziwnej księżniczki, o której świat nie słyszał.
Para, niby to nieprzyjaciół prowadzi nieustanny dialog. Taki, jaki w mniemaniu autorki prowadzą ze sobą ludzie wykształceni i bogaci. Niezamierzony komizm dzieła zawiera się właśnie w tych dialogach. Kończy się jak każda groszowa opowieść ze sfer wyższych dla sfer niższych. 135 stron. Można przeżyć, aby się dowiedzieć, co też daje się ludziom do czytania w podróży.
Niebawem skończę Arystotelesa. Tam jest trudniej.


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hajdi




Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 28037
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4428 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:27, 09 Kwi 2014    Temat postu:

Harlequina nie przeczytałam żadnego, ale telewizja w okresie świątecznym raczy nas obficie podobnymi bzdurami, nazywanymi komedią romantyczną Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
multilatek




Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 1359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 954 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 9:21, 10 Kwi 2014    Temat postu:

Arystoteles, O duszy. Biblioteka Klasyków Psychologii. PWN 1988r.
Rozprawa jest obrazem trudności starożytnych w zrozumieniu tego, co decyduje o funkcjach życiowych istot żywych. Dusza w ujęciu Arystotelesa nie ma żadnego związku z wierzeniami w bogów. W całej rozprawie słowo 'bogowie' występuje raz.
Problemem, z jakim stara się uporać Arystoteles oraz cytowani przezeń inni filozofowie, jest odpowiedź na pytanie, jaka jest istota duszy rozumianej, jako władzy nad zmysłami, fizjologią i ośrodkiem sterującym poruszaniem się organizmu. Czy dusza jest jednorodna, czy występuje w wielu częściach rozmieszczonych w różnych organach zwierzęcia? Ważne jest, że arystotelesowski świat obejmuje ludzi, jako element zbioru zwierząt a wiele życiowych funkcji roślin wskazuje według niego na posiadanie przez nie duszy.
Dusza jest tworem niematerialnym, co do tego nie ma wątpliwości. Dusza uchodzi ze zwierzęcia w chwili śmierci. Przestaje wtedy istnieć. Dusza nie może istnieć bez ciała. Dusza jest siedliskiem rozumu, wyobraźni, osądu postrzeganej rzeczywistości, ale także popędów i władzy panującej nad popędami.
Lektura rozprawy jest trudna. Trudność dodatkową stanowi fakt, że na wiele problemów, niemożliwych do pokonania przez starożytnych, znamy dziś odpowiedź. Pozostaje nam podziwiać ogrom wysiłku intelektualnego, jaki włożyli starożytni w sformułowanie definicji, które obowiązywały do czasów Renesansu a później Newtona. O samej duszy można powiedzieć niewiele. Jest tworem niemożliwym do zbadania bezpośrednio. Mówiąc o zmysłach trzeba jednak zdefiniować fizyczne zjawiska, na które zmysły reagują. Za szczególnie ważny zmysł uważa Arystoteles zmysł dotyku i łączy go ze zmysłem smaku. Te dwa zmysły wymagają bowiem kontaktu fizycznego. Zaburzenie zmysłu dotyku, to powód nieuchronnej zguby zwierzęcia.
Jest w rozprawie próba definiowania istoty światła. Cytuję ją poniżej.

Sądzi się, że światło jest „przeciwieństwem” ciemności. W rzeczywistości zaś ciemność polega na tym, że materia przezroczysta jest pozbawiona tego rodzaju właściwości.* Z tego jasno widać, że światło polega na jej obecności. Toteż myli się Empedokles i ci, którzy z nim twierdzili, że światło przenosi się w przestrzeni i w pewnej chwili rozciąga się między ziemią a tym, co otacza ziemię, chociaż uchodzi to naszej uwagi. Pogląd ten stoi w sprzeczności zarówno z oczywistymi dowodami rozumu, jak pozytywnymi faktami. Oczywiście gdyby odległość przebyta była krótka, mógłby [ów ruch] ujść naszej uwagi. Ale żeby [na przestrzeni] między Wschodem a Zachodem nie był dostrzeżony – jest to przypuszczenie zbyt trudne do przyjęcia.

Wiemy dziś, że to Empedokles miał rację, ale jakie miał na to dowody? Jego twierdzenie było warte akurat tyle, co przeciwne. W dialogach Platona jest cytat z wypowiedzi Sokratesa, który miał powiedzieć, że badanie natury nie ma najmniejszego sensu. Biorąc pod uwagę narzędzia, jakimi dysponowali starożytni, miał absolutną rację. Co by jednak było, gdyby nie próbowano udoskonalić narzędzi?
Gdyby wiedzieli więcej o roli mózgu? Co wtedy Arystoteles napisałby o duszy?

----------------------
*Arystoteles twierdzi, że światło jest obecnością ognia lub czegoś tego rodzaju w materii przezroczystej. Wywód jest zbyt długi, aby go przytaczać w całości.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez multilatek dnia Czw 9:23, 10 Kwi 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
multilatek




Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 1359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 954 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:50, 12 Maj 2014    Temat postu:

Kończę Don Kichota. Odnoszę przy tym takie wrażenie, jakby ci, którzy filmują tę opowieść lub piszą scenariusze musicali, przeczytali tylko początek tego dzieła. Sam miałem wrażenie, że je czytałem i z pewnością rozpoczynałem, dochodziłem do scen z wiatrakami, walki z bukłakami i uwolnieniem galerników i nieco dalej …… odpuszczałem. Pierwszy raz postanowiłem doczytać do końca i mam zupełnie inne odczucia niż miałem do tej pory.
Pierwsze, to odczuwalny oddech Świętej Inkwizycji za plecami autora. Współcześni mu, lub prawie współcześni autorzy francuscy, Brantom, Rabelais, piszą swobodnie. Kpią dowoli z duchowieństwa rozpanoszonego ponad wszelkie wyobrażenie, obdzierające głodujący lud Europy i utrzymującego go w posłuszeństwie za pomocą władzy świeckiej i sakramentów. Cervantes, na każdym kroku pamięta, że nieostrożne słowo będzie go kosztować życie. Tu nie ma żartów z bozi. Heretycy i czarownicy to paliwo epoki. Cervantes wspomina o jedynym protektorze swojej pracy, hrabim de Lemos. Prawdopodobnie tylko dzięki wsparciu hrabiego, mógł w ogóle tworzyć, gdyż nie cieszył się popularnością wśród współczesnych. Trzeba wielkiej uwagi, aby z opowieści o niedorzecznych postępkach Rycerza Smętnego Oblicza wysnuć jakiś wyraźniejszy opis współczesnej autorowi Hiszpanii. Rozmowy, jakie toczy z Sancho Pansą to klasyczny dwugłos, dwa spojrzenia na tę samą rzeczywistość, niemal platoński dialog. Każdy szalony czyn jest poprzedzony sentencją, w której nie ma niczego szalonego, jedynie rzeczywistość jest inna, bardziej prozaiczna, przaśna, przyziemna. Nie ma żadnej potrzeby dokonywania czynów szlachetnych, obrona nieszczęśliwych kończy się jeszcze gorszymi dla nich następstwami, za co przeklinają dobroczyńcę. Naprawianie świata to szaleństwo. Rozumowanie Sancho Pansy to z pozoru trzeźwe spojrzenie, ale łatwo ulega on mirażom łatwego życia w charakterze wielkorządcy wyspy, które nie okazało się wcale takie proste, jak je sobie wyobrażał. W sumie odnosi się wrażenie, że Cervantes chciał powiedzieć dużo więcej, ale prosi o zrozumienie. To nie było możliwe w jego czasie i miejscu.
Druga pozycja czytana równolegle to książka Artura Andrusa”BLOGosławiony między niewiastami”. Jest to zbiór wpisów na blogu autora uzupełniony o felietony pisane do rożnych pism. Każdy taki wpis zajmuje średnio nieco ponad dwie strony i jest poświęcony innemu tematowi. Tekst całości jest na tyle obszerny, że trudno wymagać aby prezentował tylko poziom najwyższy, toteż pomiędzy teksty doskonałe wciśnie się czasem słabszy, a niekiedy, wręcz bardzo słaby. Całość czyta się lekko i jest to doskonała lektura na wakacje. Wiele opisywanych zdarzeń pochodzi z korespondencji od słuchaczy radiowej trójki. Wiele jest bardzo zabawnych, jak ten od nauczycielki, której uczeń nie dosłyszał tematu pracy domowej i napisał wypracowanie na temat "teologia żywienia", albo od lektora na studium języka polskiego dla obcokrajowców. którzy pragnęli wyrazić wdzięczność i na zakończenie kursu wręczyli mu bukiet ze wstążką "ostatnie pożegnanie". Teksty oryginałów są zaznaczane jako autentyczne. Jest dużo wierszy Andrusa. Tu jest największy rozrzut jeśli chodzi o poziom. Łatwość rymowania często prowadzi do rymów częstochowskich, ale przecież autor nie pozuje na wieszcza...


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez multilatek dnia Pon 18:52, 12 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hajdi




Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 28037
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4428 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:09, 12 Maj 2014    Temat postu:

Świetnie, że tak obszernie zaprezentowałeś te lektury. Nie sądzę, abym sięgnęła po Cervansa (chociaż kto wie) to po Andrusa w wakacje chciałabym sięgnąć. Z tym, że nie warto takich lektur kupować, bo co potem z nimi zrobić. Na pewno już do nich się nie wróci. Tak np. mam Andrusa "Każdy szczyt ma swój Czubaszek", przeczytałam i dobrze, więcej nie muszę, bo jest wiele wartościowszych lektur. Podobnie z autobiografiami Olgi Lipińskiej, czy Beaty Tyszkiewicz. Jakoś nie wierzę w autobiografie, autor upiększa w nich siebie i pisze tylko to co chce.
O wiele ciekawsze są biografie. Właśnie jestem po lekturze "Boskich diabłów" Ewy.K.Kossak, mojej zmarłej dwa lata temu sąsiadki. Książka ta opowiada o kobietach w otoczeniu wieszcza Adama Mickiewicza, czyli żony Celiny, Xawery Deybel, jego kochanki i matki jego nieślubnej córki i Karoliny Towiańskiej "świętej niewiasty", żony Andrzeja Towiańskiego, tej zmory Mickiewicza. jest to w istocie biografia Mickiewicza dotycząca określonego okresu z życia wieszcza. Wiedziałam, że Adam był pod wpływem Towiańskiego, ale nie przypuszczałabym, że był tym towianizmem aż tak opętany. Niewiele nam w szkołach na ten temat mówiono.
Autorka napisała jeszcze jedną biografię Mickiewicza "Rodzina M." Po taką chętnie sięgnę i nawet chcę mieć w swoich zbiorach.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ans
Administrator



Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 18663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5109 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:11, 12 Maj 2014    Temat postu:

Mam tego "Andrusa' o którym Multilatek pisze, ale.. jakoś nie zaczęłam go czytać. Czytałam "Czubaszki " dwa. Z większym zainteresowaniem przeczytałam pierwszy "Szczyt". "Boks na ptaku" trochę mnie nudził (pewnie dlatego, że powtarzały się motywy z pierwszej książki).
Dawniej nie lubiłam czytać tego typu wspominkowych książek. Z wiekiem jakoś bardziej mnie zainteresowały (sama wspominam czasy o których tam mowa). Don Kichota kiedyś czytałam, ale nie jestem pewna czy dotarły wówczas do mnie te wszystkie podteksty o których Multilatek wspomina.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
multilatek




Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 1359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 954 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:38, 12 Maj 2014    Temat postu:

A propos Mickiewicza. Czytałem jedynie Brązowników Żeleńskiego-Boy'a i tam niezwykłość domu Mickiewicza opanowanego przez Towiańskiego i Xawerę jest przedstawiona jako skandal erotyczny. Boy atakuje przede wszystkim syna Adama Mickiewicza, Władysława, który zniszczył niemal całe archiwum poety, aby nie dopuścić do odbrązowienia jego postaci i nie ujawnić kompromitujących go faktów. Mickiewicz był zbyt wielki, aby cokolwiek mogło go skompromitować, ale syn myślał po swojemu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hajdi




Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 28037
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4428 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:09, 12 Maj 2014    Temat postu:

O tak. Autorka przytacza różne znane nazwiska osób, które kolekcjonowały listy oraz inne dokumenty dotyczące Mickiewiczów. Np. Bełza był w posiadaniu sporej kolekcji listów Celiny. Władysław umówił się z nim na wypożyczenie na dwa dni tej korespondencji i zwrot. Gdy Bełza udał się do syna Mickiewicza okazało się, że wszystkie listy razem z Marią (córką Mickiewiczów) spalili. Niszczyli w ten sposób wszystko co wpadło im w ręce podstępem, wyłudzeniem bądź kupowali te dokumenty i niszczyli. Nic nie mogło rzucić cienia na ojca. To wielka strata dla naszej kultury, niektóre wydarzenia z życia wieszcza są utracone na zawsze. Boy pierwszy usiłował dotrzeć do prawdy. Dla Władysława to było bazgraniem.
A Czubaszkiem Andrusa nie byłam zachwycona. Nudziła mnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ans
Administrator



Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 18663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5109 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:50, 12 Maj 2014    Temat postu:

Mnie zainteresowały te wspomnienia. Pewnie dlatego, że w czasach o których wspomina pani Maria namiętnie słuchałam audycji radiowych , których scenariusze przygotowywał tajemniczy Czubaszek. Mój kolega twierdził, że to jest facet, a imię Maria jest dla zmyłki. Wink Wspaniali aktorzy występowali w tych scenkach. Bardzo nas to wtedy bawiło, podobnie jak "Rodzina Poszepszyńskich" Zębatego. Teraz kiedy czytałam zapisy niektórych programów z tamtych czasów już nie wydawały mi się takie zabawne. Do końca nie wiem czy ten rodzaj humoru spowszedniał (przejadł się nieco), czy też taki zapisany scenariusz nie może dać efektu takiego jak odtworzenie go przez doskonałych aktorów.
Obecnie występujące gdzieś w programach telewizyjnych kabarety wcale mnie nie śmieszą. Sad Dobrze, kiedy tylko nudzą, często wydają się wręcz żałosne. Zadziwiona jestem kiedy realizator pokazuje publiczność rozradowaną i zaśmiewającą się z dennych dowcipów.
Też już nie wiem czy przestało śmieszyć mnie cokolwiek czy tak to wszystko "zeszło na psy".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hajdi




Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 28037
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4428 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:04, 13 Maj 2014    Temat postu:

Obecne kabarety też wcale mnie nie śmieszą.
Natomiast z P.Marią to jest tak, że uwielbiam jej słuchać. Radiowe audycje Trójki były moimi ulubionymi, teksty Czubaszek bawiły mnie niezmiernie. Reasumując wolę jej słuchać niż czytać zapisy rozmów, notowane przez Andrusa. Bardzo mnie rozczarowała ta książka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
multilatek




Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 1359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 954 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 8:17, 01 Cze 2014    Temat postu:

Już tydzień temu odłożyłem na półkę książkę prof. Janusza Tazbira Kultura szlachecka w Polsce. Napisana w 1979 r., musiała zawierać rozdział o ocenie z puntu widzenia badaczy socjalistycznych, ale czuje się, że to wymuszone. Ogrom wiedzy zawartej w tej niezbyt obszernej książeczce (244 str.), obejmuje czas od wieku XVI do czasów współczesnych opisując relikty szlachetczyzny we współczesnym słownictwie, obyczajach czy charakterze narodowym.
Jest polska kultura szlachecka czymś niepowtarzalnym, czymś, co odróżnia nas Polaków od innych narodów Europy, zarówno w korzystnych, jak i niechlubnych aspektach. Mając wiele ułomności, będąc przyczyną wykpiwania nas przez inne europejskie narody (kiedy już się zdefiniowały), była jednocześnie na tyle atrakcyj]na, że asymilowało się w Polsce więcej obcokrajowców i innowierców, niż w jakimkolwiek innym państwie, a nawet wtedy, kiedy polskiego państwa nie było. Wystarczy wymienić tylko kilku, aby zdać sobe sprawę, z roli, jaką odegrali w polskiej sztuce i nauce. Jan Matejko, Artutr Grottger, Michał Elwiro Andriolli, Joachim Lelewel, B.S. Linde, Estreicherowie...
Można jeszcze długo wymieniać nazwiska ludzi, którzy tworzyli polską kulturę lub walczyli o niepodległość (Longchamps de Berrier).
Odrębność kultury zbudowana na pacyfizmie, ale również lenistwie umysłowym, wierze katolickiej, przywiązaniu do roli, pogardzaniu handlem, skłonności do pieniactwa i tytułomanii, doprowadziła w końcu do upadku państwowości, ale po jej utracie okazała się być niezniszczalna. Typowy polski bałagan nie pozwolił zaborcom na łatwe zapanowanie nad całym narodem. Zaborcy nie przejęli sprawnej policji ani administracji, którymi mogliby terroryzować naród, bo ich nie było. Musieli je tworzyć od zera. Stąd Polacy nigdy nie ufali państwu. Pozostało im obce.
Nie zastąpię prof. Tazbira, polecam jedynie jego pracę. Pozwala zrozumieć wiele z dzisiejszych zjawisk i wydarzeń.


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hajdi




Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 28037
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4428 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:16, 01 Cze 2014    Temat postu:

Ta kultura szlachecka wyrządziła Polsce chyba więcej złego niż dobrego Confused

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ans
Administrator



Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 18663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5109 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gliwice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:45, 01 Cze 2014    Temat postu:

Multilatek bardzo mnie zachęcił do przeczytania tej pozycji.
Niby przemądrzale sądzę, że wiem to wszystko o czym Tazbir pisze, ale.. taka pełna analiza wydaje się, że mogłaby i mnie zainteresować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.spotkania.fora.pl Strona Główna -> Kultura / Nasze: lektury, filmy, muzyka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 19, 20, 21  Następny
Strona 4 z 21

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin